Kiedy sukcesem jest… nie zostać dyrektorem
- Olga Mac
- 14 sie
- 2 minut(y) czytania
W większości korporacji ścieżka kariery wydaje się prosta: pracuj ciężko, awansuj, zarządzaj coraz większym zespołem, aż w końcu – zostań dyrektorem. To stanowisko jest często postrzegane jako ukoronowanie zawodowej drogi. Jednak coraz więcej osób odkrywa, że sukces może oznaczać coś zupełnie innego – świadomą decyzję, by nie iść tą drogą.

Ukryte koszty dyrektorskiego fotela
Bycie dyrektorem to prestiż i wpływ, ale też ogromne obciążenie. Odpowiedzialność za wyniki całych działów, presja ze strony zarządu, konieczność podejmowania niepopularnych decyzji – to codzienność, która nie każdemu służy. Dyrektor często rezygnuje z czasu dla siebie i rodziny, pracuje w trybie „zawsze dostępny”, a poziom stresu może prowadzić do wypalenia.
Badania Gallupa pokazują, że kadra wyższego szczebla jest jedną z grup najbardziej narażonych na chroniczny stres – aż 45% dyrektorów przyznaje, że praca negatywnie wpływa na ich zdrowie psychiczne. Sukces w takim modelu kariery bywa okupiony wysoką ceną.
Wolność jako alternatywna waluta
Nieobjęcie stanowiska dyrektora nie musi oznaczać braku ambicji – przeciwnie, może być dowodem świadomego wyboru tego, co naprawdę ważne. Pozostanie na poziomie eksperckim czy menedżerskim średniego szczebla daje często większą swobodę:
możliwość pracy bliżej merytoryki, a dalej od polityki korporacyjnej,
zachowanie większej kontroli nad grafikiem i czasem wolnym,
mniejszą presję wyników kwartalnych i zarządzania budżetami o wielomilionowych wartościach,
więcej energii na życie poza pracą.
W praktyce oznacza to także większą elastyczność w podejmowaniu projektów zgodnych z własnymi wartościami, bez konieczności realizowania każdej decyzji zarządu.
Bycie dyrektorem to rola, nie definicja sukcesu
Problemem wielu ścieżek kariery jest przekonanie, że wartość zawodowa człowieka rośnie tylko wtedy, gdy zajmuje on coraz wyższe stanowisko. Tymczasem badania Harvard Business Review pokazują, że pracownicy, którzy sami określają swoje cele i mierniki sukcesu, są średnio o 33% bardziej zaangażowani i odczuwają większą satysfakcję z pracy – niezależnie od tytułu w stopce e-maila. Dla jednych spełnienie to zarządzanie setkami osób, dla innych – praca projektowa, mentoring młodszych kolegów czy rozwój w wąskiej specjalizacji. Każda z tych dróg jest wartościowa.
„Nie” dla awansu jako „tak” dla siebie
Decyzja o nieprzyjmowaniu awansu na stanowisko dyrektora może być sposobem na zachowanie zdrowia psychicznego, przestrzeni na życie prywatne i energii na pasje.
To również forma odpowiedzialności – za siebie, rodzinę, a czasem nawet za zespół, który potrzebuje lidera blisko codziennych działań, a nie zajętego głównie strategią i raportami.
W kulturze, która gloryfikuje wzrost i awanse, takie „nie” wymaga odwagi. Ale to właśnie odwaga jest jedną z najważniejszych cech nowoczesnego przywództwa – także przywództwa nad własnym życiem.
Sukces w nowej definicji
Sukces nie musi być mierzony tytułem, wielkością gabinetu czy liczbą raportujących osób. Może oznaczać życie w zgodzie z własnymi priorytetami, zdrowiem i wartościami.
Być może więc prawdziwym osiągnięciem jest to, że ktoś mógł zostać dyrektorem – ale wybrał inaczej. Dzięki temu zyskał coś, czego nie da się zapisać w CV: spokój, wolność i energię do życia poza pracą.



Komentarze