top of page

Niksen - jak nicnierobienie wspiera zdrowie psychiczne w miejscu pracy?

Budzik dzwoni o 6:30. Pierwsze, co robi Anna, to sięga po telefon – poza przeglądem socjal mediów, szybki rzut oka na maile i wiadomości oraz powiadomienia z kalendarza - tak na wszelki wypadek. W drodze do pracy nadrabia te zaległe rozmowy, które już może wykonać, a w biurze od razu wpada w rytm spotkań. Nawet przerwa na kawę jest okazją, by odpowiedzieć na kilka wiadomości. Po południu biegnie do domu, ale zamiast odpoczynku czeka ją druga zmiana – odrabianie lekcji z dziećmi, zakupy online, szybkie sprzątanie. Wieczorem, kiedy wreszcie siada na kanapie, zamiast odetchnąć, przegląda raporty i odpowiada na maile, które „nie mogą poczekać do jutra”. Zanim się obejrzy, jest północ – a jutro znów czeka to samo. Brzmi znajomo...?


ree

Świat pracy przyspiesza. Spotkania, terminy, e-maile, projekty – często od rana do wieczora jesteśmy w trybie działania. Wydaje się, że odpoczynek to luksus, na który można sobie pozwolić dopiero „po wszystkim”. Tymczasem psychologia (oraz zdrowy rozsądek) mówi jasno: jeśli nie nauczymy się zatrzymywać w ciągu dnia i po nim, ryzyko stresu i wypalenia zawodowego wrośnie lawinowo. Jednym pomysłów, które mogą pomó nam w odpoczywaniu i regeneracji, jest niksen – holenderska sztuka świadomego nicnierobienia.


Skąd się wzięło słowo „niksen”?


Termin „niksen” pochodzi z języka niderlandzkiego. Wywodzi się od słowa niks, oznaczającego po prostu „nic”. W kulturze holenderskiej słowo to funkcjonowało neutralnie – jako zwykłe „robienie niczego”. Z czasem psychologowie i badacze dobrostanu dostrzegli, że w tej prostocie kryje się ważne narzędzie profilaktyki zdrowia psychicznego. Dziś niksen, podobnie jak duńskie hygge czy szwedzkie lagom, stał się elementem szerszej debaty o tym, jak żyć i pracować w sposób bardziej zrównoważony, z dbałością o harmonię własnego życia.

Niksen, mimo tego, że odnosi się do braku działania czy wprost - nicnierobienia, nie oznacza lenistwa ani braku zaangażowania.

To świadome pozwolenie sobie na chwilowe zatrzymanie, brak celu i brak „produktywności”. W pracy może to być pięć minut spędzonych przy oknie, spokojne picie kawy bez telefonu w ręku czy kilka minut dryfowania myślami między spotkaniami. Te momenty bierności umysłowej, z perspektywy neuropsychologii aktywują tzw. sieć stanu spoczynkowego mózgu, która odpowiada za regenerację, przetwarzanie emocji i kreatywność. Dlatego niksen nie tylko obniża poziom stresu, ale też sprzyja innowacyjności i lepszemu rozwiązywaniu problemów.


Dlaczego niksen jest tak ważny dla zdrowia psychicznego w miejscu pracy?


Dowiedz się, jak kultura krótkich pauz, strefy regeneracji i modelowanie przez menedżerów wspierają wellbeing pracowników, obniżają stres i chronią przed wypaleniem.”

Niksen działa jak „mikroreset”. To sygnał dla ciała i umysłu: jesteśmy bezpieczni, możemy odpuścić. Nicnierobienie pozwala na chwilę wyłączyć wszystkie nasze "systemy" i rzeczywiście się zregenerować. W efekcie łatwiej nam będzie wrócić do koncentracji, lepszego nastroju, a praca staje się mniej obciążająca psychicznie. 


A co z aktywnym odpoczynkiem?


Oczywiście aktywny odpoczynek może być pomocny. Jednak pamiętajmy, że jakakolwiek aktywność wymaga od nas wysiłku, skupienia i przetwarzania różnych informacji. Nicnierobienie stwarza nam możliwość całkowitego "wyłączenia się", i odcięcia również od tych przyjemnych i pożytecznych rzeczy.

Wszyscy mamy kłopot z nicnierobieniem, bo żyjemy w kulturze, która ceni produktywność i „bycie zajętym”. 

Nicnierobienie kojarzy się z lenistwem, a nie z regeneracją. Nasz mózg też nie pomaga – ewolucyjnie nastawiony jest na działanie i rozwiązywanie problemów, więc w ciszy pojawia się nuda lub niepokój. Do tego dochodzi lęk przed oceną („co pomyślą inni, jeśli nie robię nic?”) i przyzwyczajenie do stałych bodźców z telefonu czy internetu. Dlatego zatrzymanie się bywa trudne – ale właśnie wtedy zaczyna się prawdziwy odpoczynek.

Nicnierobienie, oprócz zmierzenia się z różnego rodzaju wątpliwościami wymaga również ... treningu. To paradoks: musimy nauczyć się odpuszczania. Psychologowie podkreślają, że dopiero gdy oswoimy początkowy dyskomfort, pojawiają się korzyści – spokój, kreatywność i poczucie regeneracji.


Jak zacząć niksen?


  1. Usiądź wygodnie – na krześle, sofie albo przy oknie.

  2. Odłóż telefon i zegarek poza zasięg wzroku.

  3. Nastaw minutnik na 2 minuty.

  4. Pozwól myślom płynąć swobodnie – nie próbuj ich kontrolować, nie oceniaj.

  5. Oddychaj spokojnie i patrz przed siebie – możesz skupić wzrok na niebie, drzewach albo suficie.

  6. Nie rób nic


Po dwóch minutach zauważ, jak się czujesz. Z czasem możesz stopniowo wydłużać praktykę – do 5, 10 czy 15 minut.


  1. Kultura krótkich pauz - w organizacjach nadal dominuje przekonanie, że przerwa to strata czasu. Tymczasem badania pokazują, że nawet dwie–trzy minuty świadomego zatrzymania obniżają poziom stresu i zwiększają efektywność. Warto więc budować kulturę, w której krótkie pauzy są czymś naturalnym i mile widzianym – zamiast scrollowania telefonu czy sprawdzania poczty w trakcie „odpoczynku”, zachęcajmy do chwil nicnierobienia, to mikrosygnał dla zespołu, że regeneracja jest częścią pracy, a nie luksusem po godzinach.


  2. Strefy regeneracji - biura pełne są salek do spotkań, ale często brakuje w nich miejsc, w których można po prostu usiąść w ciszy. Stworzenie strefy regeneracji – wygodne fotele, rośliny, brak monitorów i telefonów – to jasny komunikat, że w tej organizacji odpoczynek ma swoją wartość. To nie musi być duża inwestycja. Wystarczy wydzielony kącik, do którego można zajrzeć na kilka minut, by odetchnąć i wrócić do pracy z większą energią.


  3. Modelowanie przez liderów - najważniejszy sygnał idzie z góry. Jeśli menedżer czy dyrektor pozwala sobie na krótką przerwę, idzie na spacer po biurze albo siada w strefie regeneracji – daje zespołowi przykład, że to nie oznaka lenistwa, ale naturalny element zdrowej pracy. Pracownicy często potrzebują przyzwolenia – a nic nie działa tak mocno, jak widok lidera, który sam stosuje mikroodpoczynek i zachęca do tego innych. To nie tylko wspiera wellbeing, ale też obniża ryzyko „quiet quitting”, bo pokazuje, że organizacja naprawdę dba o ludzi, a nie tylko o wyniki.


Niksen to więcej niż chwilowa moda. To praktyka, która pozwala przełamać kulturę ciągłego działania i wprowadzić element regeneracji do codziennego rytmu pracy. Dla organizacji oznacza to większą odporność zespołów, mniejsze ryzyko wypalenia i lepszą atmosferę w pracy. Dbając o dobrostan pracowników, warto pamiętać, że wellbeing nie zawsze wymaga wielkich programów czy kosztownych benefitów. Czasem wystarczy kilka minut świadomego... nicnierobienia.

 
 
 

Komentarze


bottom of page